Lubitel 166 B. Czy nie najlepszy aparat jaki miałem wtedy? Stoi teraz
na stole przede mną - patrzy tymi ślipiami jak by z wyrzutem: jak
mogłeś? Faktycznie- w lipcu 2011...wyniosłem do piwnicy! ...w amoku
porządku byłem wtedy...sporo książek i czego tylko! Teraz wrócił
niespodzianie ocalony. Cóż, tak bywa czasami./.../ tutaj zbliża się
północ- lecz liczy się tamten czas: ponad dziewięć godzin! Końca
świata chyba nie będzie (i) tym razem...! Zatem Foto City. Mamy lepszą
sytuację dla "efektu blow up" Drogi Lubitelu. Otóż naprawdę następuje
urbanizacja Kielc...jest Co-Partner - jest Księga i pozwolenie. Kilka
procent ujęć w pewnym sensie jest poza kontrolą. Nic za darmo- uczy
mnie ciągle real...ten, który ujmuje Co-Partner- tamten, który czuję
tak dobrze - zwłaszcza, kiedy dostaję tutaj w kość do imentu./.../
kolejna wędrówka do Gazowni, kolejne upokorzenia(eufemizm)- tym razem,
już nie wytrzymałem. Nie żebym się awanturował, ale spokojnie
poszedłem do samego prezesa:jak wtedy w 1997: jaka różnica! Teraz nie
zostałem przyjęty- nawet nie dostałem się do biura dyrekcji... Na dole
w recepcji - pod czujnym okiem co najmniej trzech (!) kamer i
strażnika- mogłem usiąść przy stoliku i w miłym towarzystwie pięknej
dziewczyny z laptopem(!) -.., napisać przecież o co chodzi, że
trafiłem aż tutaj... Miłe chwile rozmowy z dziewczyną- jak by nagroda.
Ujęć nawet nie próbowałem- cóż, niby nie ma zakazu.., ale jest
władztwo zakładowe. Napisałem więc kilka zdań...do samego
prezesa(!)...dziewczynie..i pani w recepcji podziękowałem...(ksero)..i
strażnikowi także. Za chwilę byłem w sklepiku Pestka - to juź rytuał.
Prowiant na śniadanie...ujęcia dyrekcji Gazowni...chwilka rozmowy...-
wędrówka do Nidy (MPK)- gdzie zdążyłem w ostatniej chwili. /..../
--
Gesendet von meinem Mobilgerät
piątek, 21 grudnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz